Chcesz otrzymywać najnowsze wiadomości
Wydarzenia
Nadzieja dla zagrożonych

Joanna Winkler



W ramach tzw. Szybkiej sprzedaży istnieje możliwość nabycia przedsiębiorstwa nawet za symboliczną cenę, ale... z ogromnymi zobowiązaniami. To właśnie najczęściej odstrasza potencjalnych inwestorów.

 

Firmy kierowane do sprzedaży z wykorzystaniem tej ścieżki prywa­tyzacji są zazwyczaj w opłakanym stanie. Zadłużone, nieraz stojące na krawędzi bankructwa. Stąd ich ni­ska cena.

Aby zachęcić inwestorów, zgod­nie z ustawą o komercjalizacji i pry­watyzacji przedsiębiorstw państwo­wych firmy te można nabywać na raty. Ten przywilej dotyczy jednak tylko polskich inwestorów. Mimo to, „szybka sprzedaż” nie cieszy się zbyt dużą popularnością. Inwestor kupując upadające przedsiębiorstwo państwowe mało płaci. Ale zazwy­czaj musi się ułożyć z wierzycielami.

Sprzedaż przedsiębiorstw na ra­ty to za mało, żeby operacja zakoń­czyła się sukcesem. Musi się z nią wiązać uruchomienie funduszy ob­sługujących sprzedaż ratalną, a ta sprawa jest ciągle w powijakach.

Tak więc „uzdrowienie” kuleją­cego przedsiębiorstwa zależy przede wszystkim od zasobności in­westora, który musi dysponować poważnymi środkami finansowymi. Jak twierdzi Jadwiga Półtorak z Mi­nisterstwa Skarbu Państwa, do tej pory w ramach „szybkiej sprzeda­ży" nabywców znalazły 254 przed­siębiorstwa państwowe. Kupują je przede wszystkim polscy inwesto­rzy. W około 80 proc. nabywcami są spółki prawa handlowego i oso­by fizyczne. Gdyby nie ta forma prywatyzacji firmy te najprawdopo­dobniej przestałyby istnieć, a tak ponad 40 tysięcy osób ma pracę, a do budżetu państwa z tytułu ich sprzedaży wpłynie, licząc od 1991 roku, około 200 mln zł.

Inwestorzy zagraniczni nie prze­jawiają większego zainteresowania tego typu ofertą. W ich rękach zna­lazło się tylko ok. 8 proc. firm.

Nie wszystkie zakupione w ra­mach „szybkiej sprzedaży" przed­siębiorstwa udało się uratować. Około 8-10 proc. firm nie miało szczęścia. Ich nabywcy przecenili swoje możliwości.

Jak wygląda sytuacja w spół­kach, które znalazły nabywców w ramach „szybkiej sprzedaży".

Z obserwacji Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową wynika, że w dużym stopniu zależy to od tego, kto nabył przedsiębiorstwo: inwestor instytucjonalny, prywatny przedsiębiorca czy spółka pracow­nicza.

Okazało się, że najbardziej za­uważalna poprawa kondycji finanso­wej wystąpiła w firmach kupionych przez przedsiębiorców prywatnych. Oni też okazali się najbardziej ak­tywni, jeśli chodzi o wprowadzanie nowych produktów i nowych rodza­jów działalności. Byli także bar­dziej, niż pozostali inwestorzy eks­pansywni na rynku. Mieli największe osiągnięcia w dziedzinie tzw. dostosowań strategicznych. Najszybciej zaczęli eliminować po­średnie szczeble zarządzania, ograniczać rozmiary firmy, tworzyć no­we struktury organizacyjne związa­ne m.in. ze sprzedażą i marketin­giem. Dzieje się tak dlatego, ponieważ indywidualni kapitaliści w odróżnieniu od inwestorów insty­tucjonalnych czy spółek pracowni­czych zainteresowani są jak naj­szybszym zwrotem włożonego kapitału.

Autorzy badań podkreślają ko­rzystne efekty mariażu kapitałowego inwestorów kupujących przedsię­biorstwa z branżowymi partnerami zagranicznymi.

           Wydaje się, że prywatyzacja me­todą „szybkiej sprzedaży" jest mało nagłośniona. Tymczasem wiele wskazuje na to, że warto byłoby jeszcze bardziej ją uatrakcyjnić, stwarzając większe szansę zarówno dla upadających przedsiębiorstw, jak i tych, którzy chcieliby stać się ich właścicielami. (marzec 1998)

dodano: 2012-01-02 13:30:00