Chcesz otrzymywać najnowsze wiadomości
Wydarzenia
Postawmy na mleko

Z WALDEMAREM BROSIEM, prezesem Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich
rozmawia Jerzy Byra

Jedną z ważniejszych gałęzi produkcji w Polsce jest produkcja mleka. Stanowi około 8 proc. produkcji europejskiej i plasuje nas na szóstej pozycji wśród krajów Unii Europejskiej. W Europie przed nami są tylko Niemcy, Francja,  Wielka Brytania, Włochy i Holandia. Jednocześnie sytuacja w mleczarstwie staje się coraz trudniejsza. Ciągle spada stan pogłowia bydła i krów mlecznych oraz co oczywiste skup mleka. Choć nie oczywiste, że rolnicy za to mleko otrzymują coraz niższe ceny. W efekcie, produkcja mleka staje się nieopłacalna. A mleczarnie tłumaczą się, że płacą coraz mniej, bo w nie uderza spadek cen przetworów mleczarskich. Najwyraźniej kryzys.


Jerzy Byra
Panie Prezesie, wprawdzie nie mówi Pan, że mleczarstwo jest już w kryzysie, ale ostrzega, że jest o krok od głębokiego kryzysu. Branża ma rację, że chce interwencji Brukseli?


Waldemar Broś
Absolutnie. Radykalnie zmniejszył się eksport, a to znaczy, że Unia powinna wprowadzić dopłaty do eksportu masła i mleka w proszku na rynki pozaunijne.

Resort rolnictwa podaje, że w UE trwają już zakupy interwencyjne masła i odtłuszczonego mleka w proszku. Dlaczego nie cieszą się zainteresowaniem?
    Ze zrozumiałych względów. Ceny interwencyjne zostały ustalone wtedy, gdy koszty produkcji były znacznie niższe i powinny zostać podwyższone. Oczekujemy, że wzrost cen wyniesie 25 proc.

W skierowanym przez Pana piśmie do ministra rolnictwa czytamy, że w uruchamianym projekcie 123 – zwiększanie wartości dodanej podstawowej produkcji rolnej leśnej – nie będą mogły brać udziału zakłady przetwórstwa rolno-spożywczego, w tym również spółdzielnie mleczarskie. Co to dzisiaj oznacza dla branży mleczarskiej?
    Podjęcie takiej decyzji oznacza, że dla spółdzielni mleczarskich w latach 2012–2013 nie będzie żadnego wsparcia unijnego. Natomiast nowe środki finansowe najprawdopodobniej zasilą ten sektor dopiero pod koniec roku 2014 lub na początku 2015.
    Może to ograniczyć przedsiębiorczość i konkurencyjność branży, zwłaszcza na bardzo wymagającym rynku eksportowym. Naszym zdaniem inwestycje w przetwórstwo rolno-spożywcze są korzystne dla całego rolnictwa, w tym również dla producentów mleka. Ponadto, stymulują jego rozwój przez zapewnienie rynków zbytu dla produktów rolnych i jego przetworów, a to wymaga ciągłego inwestowania, zwłaszcza w technologie poprawiające jakość wytwarzanych produktów.

W swoich wypowiedziach podkreślał Pan, że dla polskiego mleczarstwa akcesja do Unii Europejskiej i integracja z nią sprawiła, że mleczarstwo mocno stanęło na nogi. Złożyły się na to dopłaty bezpośrednie, ceny gwarantowane, skupy interwencyjne, system kwot czy subwencje na niektóre produkty. Teraz kryzys dotyka wszystkich, stąd i unijne ograniczenia pomocowe.
    To wszystko prawda. Unia dała polskim rolnikom szansę na podniesienie poziomu technologicznego. Teraz, dla branży mleczarskiej, w tym przetwórców mleka, ważne są również fundusze unijne wspierające przedsiębiorczość i innowacyjność. Organizm, który długo pozostawał podłączony do kroplówki, potrzebuje czasu, by dostosować się do życia w nowej sytuacji. Na przykład przesądzona już likwidacja kwot mlecznych grozi mniejszym producentom nagłym bankructwem. Dlatego opowiadaliśmy się za utrzymaniem kwotowania co najmniej do 2020 r.

Już wiadomo, że nic z tego. W miejsce kwotowania Komisja Europejska zaproponowała „pakiet mleczny”. Zakłada on, między innymi, wzmocnienie grup producenckich. Projekt spełnia oczekiwania środowiska mleczarskiego?
    Niestety nie. Celem powstania grup producenckich jest konkurowanie, ale tylko w skupie mleka. W ustawie zabrakło słowa „przetwórstwo”, co powoduje, że nie można być jednocześnie członkiem grupy producenckiej i spółdzielni. Może to poważnie zagrozić istnieniu polskich spółdzielni mleczarskich, tak mocno zakorzenionych w historii naszego kraju.
    Poza tym, w „pakiecie mlecznym” pominięto zasadniczy problem – kwestię współpracy wytwórców z handlem sieciowym. Wręcz wezwano w nim do łączenia się z handlem, by stabilizować rynek. Ale to może zagwarantować tylko określona cena mleka dla rolnika.

Między innymi dlatego mleczarze mają pretensje do handlu sieciowego. Nie dość, że sieci od dużych producentów żądają wysokich opłat dodatkowych, nawet 200-300 tys. złotych – by tylko znaleźć się na półce sklepowej – to jeszcze mają niechęć do współpracy z mniejszymi producentami.
    To jest praktyka nie do przyjęcia. Po pierwsze, oferujemy towar, który musi być szybko sprzedany, ale to nie powód żeby sieci wykorzystywały specyfikę naszych produktów i wymuszały opłaty dodatkowe, nie mówiąc już o 30-dniowych terminach płatności. A po drugie, twierdzenie, że małe zakłady nie pasują do nich ze względów logistycznych – to wygodnictwo. Dzisiaj, w dobie całościowych rozwiązań informatycznych, można te systemy logistyczne integrować.
    Poza tym, w innych krajach unijnych sieci handlowe nie drenują tak silnie rolników, jak w Polsce. U nas marża handlowa w wielkich sieciach sięga nawet 100 proc. wartości produktu.  

Waszym zdaniem w jakich proporcjach powinna być dzielona wartość dodana?

    Krajowy Związek już wcześniej postulował, aby handel, zwłaszcza wielkie sieci dzieliły tę wartość w proporcjach: 1/3 rolnicy, 1/3 handel i 1/3 przetwórcy. A w ogóle, uważamy, że dla rolnika powinno trafiać 50 proc. wartości dodanej.  

Mimo tak niekorzystnych relacji z handlem, wartość sprzedaży wyrobów polskiego mleczarstwa wyniosła w 2011 r. około 26,5 mld zł. To dużo, a w mleczarstwie jest gorzej.
    Właśnie paradoks w tym, że zyski powinny przede wszystkim trafić do zakładów i rolników, którzy ciągle inwestują w podnoszenie standardów. Tym bardziej, że po 8 latach od akcesji zachodzi konieczność ponownych inwestycji i modernizacji. Z niskiej, 2,5-procentowej rentowności, na jakiej operuje mleczarstwo, trudno jest odtwarzać produkcję.

Panie Prezesie, wobec powyższego, żeby poprawić rentowność, może trzeba dla zwiększenia efektywności konsolidować branżę i więcej eksportować.
    Konsolidacja trochę wyhamowała, głównie z powodu osiągnięcia przez liderów odpowiedniej wielkości. Mlekovita jest liderem i mam nadzieję, że w 2012 r. jej przychody osiągną poziom 3,2-3,3 mld zł.
    Przy czym, należy również pamiętać, że tempo koncentracji rolników wyprzedziło tempo koncentracji przetwórców. Ilość  producentów mleka spadła do 160 tys., a skup z ich gospodarstw zwiększył się o 1,5 mld litrów. Dlatego teraz temat koncentracji powinny podjąć mniejsze i średnie zakłady przetwórcze. 
    Natomiast odnośnie eksportu, to chcę powiedzieć, że od momentu wejścia do UE nasz eksport wzrósł 4-krotnie. Szacujemy, że wartość eksportu naszych artykułów mleczarskich w ubiegłym roku wyniosła około 1,35 mld euro.
    Zarobione w ten sposób środki przeznaczamy na inwestycje i zmniejszenie presji cen na rynku wewnętrznym. Poziom wzrostu cen nabiału na rynku krajowym wyniósł niewiele ponad 5 proc., a w eksporcie 15 proc. Dla porównania, w Danii czy Szwecji cena mleka jest niemal 3-krotnie wyższa niż u nas.

A jak wygląda sprawa eksportu poza Unię? Chińczycy wchodzą do nas, to może my wejdźmy do nich? Intensyfikacja eksportu na rynki wschodnie może poprawić efekty naszego mleczarstwa.

    Jeśli nie podejmiemy silniejszych działań promocyjnych polskiego eksportu i to na szczeblu rządowym nie osiągniemy znacznego postępu. I myślę nie tylko o Chinach, również Indiach, a także Rosji i niedocenianej Turcji.
    W Chinach prawie nie piją mleka, nie mają też tradycji spożywania serów. Ale stawiamy tam pierwsze kroki i sprzedajemy coraz więcej mleka w proszku i serwatki. Stanowią już 15-20 proc. naszego eksportu.
    Natomiast co do Rosji, to marzy mi się, by wrócić na ten rynek z 30-procentowym udziałem, jak kiedyś. Rosjanie oferują dobre ceny, koszty transportu nie są wygórowane, mają podobne gusty i dobrze wyrażają się o polskich wyrobach.

Zatem życzę, by dla zahamowania kryzysu polskiego mleczarstwa Chińczycy polubili mleko i Rosjanie znowu kupowali jak najwięcej. A co z Polakami?
    Też postawmy na mleko. Dorównujmy Szwedom i Finom, których spożycie roczne dochodzi do 500 litrów na osobę oraz  Francuzom i Niemcom, którzy statystycznie wypijają 400 litrów. My ciągle niecałe 200. (21.VIII.2012)   


dodano: 2012-09-04 17:05:51