Wydarzenia
Aleksander Gudzowaty - ekscentryk, filantrop, patriota polskiego biznesu Wspomnienie o człowieku, który, jak sam mówił, przez szczęśliwy przypadek stał się bogaty Rok temu, 14 lutego, zmarł Aleksander Gudzowaty, jedna z barwniejszych postaci polskiego biznesu, twórca firmy Bartimpex. Bogaty, ekscentryczny, żyjący pełnią życia filantrop i patriota, który kochał ludzi, muzykę poważną i balet. Spotkanie Z Aleksandrem Gudzowatym spotkałem się tylko raz, w 2005 r., ale co to było za spotkanie. Pretekstem stała się publikacja tekstu w „Newsweeku” – „Bogacze na stos” z rankingiem rzekomo najbardziej znienawidzonych polskich biznesmenów i okładką (z trzema najbogatszymi liderami biznesu) stylizowaną na wzór sztandarowych postaci komunizmu: Lenina, Marksa i Engelsa. Wśród trójki znienawidzonych był oczywiście Gudzowaty. Poza nim na okładce widnieli jeszcze Krauze i Kulczyk. Uważałem, że na podstawie ulicznej sondy ferowanie takich kategorycznych opinii było ze strony pisma nadużyciem. Zwróciłem się więc do okładkowych postaci o spotkania z propozycją, by uwzględnili w swojej działalności usługę w formie promocji reputacji. Na spotkanie zgodził się tylko Aleksander Gudzowaty. Bo to, że Ryszard Krauze, szef Prokomu nie odpowiedział, już się nie dziwiłem, gdyż przy okazji nominacji do Nagrody Gospodarczej Prezydenta RP w 1999 r. poproszony o wywiad dla „Prestiżu” (głównego patrona medialnego nagrody), odpowiedział przez swoje służby prasowe, że nawet „Newsweekowi” odmawiają. Wtedy jeszcze nie było polskiego Newsweeka. Ale do rzeczy. Siedziba firmy Aleksandra Gudzowatego (Bartimpex) mieściła się przy ul. Szucha w Warszawie. Korytarze zdobiły duże fotogramy zwierząt wykonane przez jego syna, już wtedy światowej sławy fotografika, a w gabinecie, w którym mnie przyjął, rzucała się w oczy wielka, na całą ścianę, mapa świata i ciężkie skórzane fotele. Byliśmy umówieni, więc spodziewałem się życzliwego przyjęcia. Tym bardziej, że zamiary były przyjazne i wstępnie określone. Niestety, odniosłem wrażenie, że jestem intruzem. Mało tego, po przedstawieniu propozycji usłyszałem wiązankę niecenzuralnych słów. Zareagowałem spokojnie, pytaniem: – Panie prezesie, jak się te Pańskie słowa mają do tych, które Pan rozgłasza dookoła, że Pan kocha ludzi? Chwila konsternacji i w odpowiedzi usłyszałem już innego człowieka. Najpierw słowa, bardzo przepraszam, a potem wyjaśnienie takiego zachowania. Otóż, gnębiła go niezwykle bolesna choroba, gościec postępujący. W okresach nasilenia był to – jak sam mówił – ból nie do zniesienia. Właśnie trafiłem na taki moment. Mimo wszystko, rozmowa była długa i niezwykle ciekawa – o życiu, biznesie i polityce. A na koniec przyjazny uścisk dłoni i po powrocie obietnica wspólnego interesu. Wyjeżdżał bowiem do Australii, dla poratowania zdrowia. Ponoć tamtejszy klimat bardzo mu w tej chorobie pomagał. ...i po spotkaniu Zapowiadany interes nigdy nie doszedł do skutku, ponieważ nie zdążyliśmy go omówić, a i zmieniły się moje plany, ale spotkanie i osobowość Aleksandra Gudzowatego wywarły na mnie niezapomniane wrażenie. I po latach, nomen omen, też za sprawą, już polskiego „Newsweeka” znowu pomyślałem o nim ciepło. Otóż, na dwa lata przed śmiercią, Gudzowaty w rozmowie z Szymonem Chołownią, na pytanie dla tego tygodnika: – Jak chciałby być pan zapamiętany? Odpowiedział: – Wystarczy, że pan pomyśli o mnie ciepło, że ten człowiek coś zrobił, czegoś chciał, o coś walczył. To może niezbyt dobra odpowiedź jak na Polskę. Dla mnie to była odpowiedź szczera i autentyczna. Więc i teraz, w rocznicę śmierci, też o nim myślę ciepło. Uważam, że był nie tylko prawym człowiekiem, niezłomnym patriotą, ale co rzadkie, także niezwykle barwnym. Przeżył tak 75 lat. W wielkiej miłości do syna, muzyki, zwierząt, przyrody oraz pracy na rzecz obrony mniejszości narodowych i wspierania młodych artystów i naukowców. Edukacja Był jedynakiem. Rodzice chcieli by został inżynierem. Więc trzy lata studiował metaloznawstwo na Politechnice Łódzkiej. Zrezygnował, bo uznał, że przy jego usposobieniu praca przy wielkim piecu nie jest możliwa. Z nauki języków też zrezygnował, poza rosyjskim, który znał i który decydował, że praca za granicą mogła wchodzić w rachubę tylko w tej strefie językowej. Choć w niemieckiej też pracował, ale nie był to decydujący motywator do nauki języka. Mówił, że w tym języku zatrzymał się na liczebnikach. Uważał bowiem, że w kontaktach handlowych najlepiej sprawdzają się tłumacze i duże liczby. Potem oczywiście ukończył wyższą uczelnię, zaocznie handel zagraniczny na wydziale ekonomicznym Uniwersytetu Łódzkiego. Praktyka zawodowa Szlify zawodowe zdobywał w łódzkiej spółdzielni studenckiej „Puchatek”. I choć – jak mówił – był specjalistą od mycia szyb oraz pastowania i froterowania podłogi, bo to był jego obowiązek w domu, to w spółdzielni zajmował się również znacznie poważniejszymi sprawami. Między innymi prowadził dział reklamy, w ramach którego robili programy telewizyjne, radiowe, wystawy na targach poznańskich. Pracował również w Łódzkim Ośrodku Informacji Usługowej, Confeximie i Centrali Handlu Zagranicznego „Textilimpex”. Właśnie z tej ostatniej firmy, w 1973 r., wyjechał do Moskwy, gdzie przez ponad cztery lata był szefem przedstawicielstwa „Textilimpeksu”. Zabiegał tam by polska marka miała jak najlepsze uznanie Rosjan. Na przykład w poszczególnych republikach robili pokazy mody, które nazywali „Moda i muzyka”. W efekcie Rosjanie zamawiali wszystko w dużych seriach. Bywało, że jak jeden model zaczynano szyć pierwszego stycznia to kończono 31 grudnia. Po powrocie z Moskwy pracował jeszcze na państwowej posadzie, jako dyrektor zarządzający, a następnie dyrektor naczelny PHZ Kolmex. Bartimpex Po odejściu z Kolmeksu, w 1992 roku, założył małą firmę Garo, od nazwy jego ulubionego psa, którą później przekształcił w Bartimpex. Był jej właścicielem i prezesem, choć wolał by mówiono na niego dyrektor. Wzbogacił się na handlu barterowym z rosyjskim Gazpromem. Kupował od nich gaz ziemny w zamian za żywność i artykuły przemysłowe. W 2008 roku jego majątek szacowano na 3,7 miliarda złotych. Szczycił się również wybudowaniem polskiego odcinka rurociągu jamalskiego. Związki z polityką Najwięcej dostało mu się, jak w 1995 r. oficjalnie przekazał milion dolarów na sfinansowanie części kampanii prezydenckiej Wałęsy. Potem doszedł ostry konflikt z rządem premiera Jerzego Buzka. Chodziło o dywersyfikację dostaw gazu do Polski oraz o budowę i odbiór gazu z projektowanego 50-kilometrowego rurociągu Bernau-Szczecin, w którym kontrolował 50 proc. udziałów. Gazociąg miałby połączyć systemy gazowe Polski i Niemiec, a tą drogą Polskę z systemami przesyłowymi Europy Zachodniej. Projekt miał też pozwolić Polsce uniezależnić się od dostaw gazu z Rosji. Ekscentryk Najpierw w swojej posiadłości w Mariewie pod Warszawą zbudował replikę piramidy w Gizie, w skali 1:25. Miała mu wzmacniać organizm i jak twierdził, energia piramidy działała. Poza tym, mimo, iż deklarował się ateistą, wybudował także kaplicę – z witrażami, które symbolizują trzy religie: chrześcijańską, judaizm i islam – i nazwał ją ekumeniczną. Kupił również we Francji, niedaleko Cannes, drugą posiadłość i nazwał ją „pieszczoszka”. Żeby było oryginalniej, zasadził jeszcze na jej terenie 4700 kaktusów i postawił pomnik swojego psa Garo. Aleksander Gudzowaty miewał w życiu również bardziej „zwariowane” pomysły. Mówił, że biorą się z marzeń i trochę zwariowanego podejścia do życia. Na przykład w Paryżu pojechał do opery oszkloną karetą ze stangretem, z przodu i z tyłu, przebranymi w strój z epoki. Patriota Mocno akcentował swój patriotyzm gospodarczy. Jako jeden z nielicznych naszych „bogaczy”, zawsze płacił podatki tylko w Polsce. A podczas rozmowy, z wielką irytacją opowiadał, jak przyszedł do niego jeden z dużych polskich graczy biznesowych i chwalił się, że przenosi biznes na Ukrainę. – Panie, krew mnie zalewała, jak tego słuchałem. Ile ja miałem pokus i możliwości żeby nie płacić podatku w Polsce! Ale dla mnie była to sprawa honoru płacić je w kraju. Filantrop Mając pieniądze uważał, że mecenat sztuki i działalność dobroczynna jest jednym z najbardziej potrzebnych przymiotów ludzi bogatych. W efekcie, bez rozgłosu, uruchomił Fundację Crescendum est Polonia (Rozwijaj się Polsko), na którą dał milion dolarów, by finansowała zagraniczne studia dla niezwykle utalentowanej młodzieży. Finansował zaproszenie do Polski wielkich zespołów artystycznych (Filharmonia Filadefijska, La Scala, Teatr Bolszoj z Moskwy z jego ulubionym „Spartakausem”, balet Borysa Ejfmana z Sankt Petersburga). Ostatnim ważnym dziełem Gudzowatego było stworzenie Światowego Centrum Tolerancji w Jerozolimie, które miało być otwarte 22 maja 2013 r. i miało być symboliczną wizytówką Polski na świecie. Niestety, nie zdążył na otwarcie. W styczniu, jeszcze na miejscu doglądał postępu prac i w niespełna miesiąc później zmarł w Warszawie. Takiego poznałem i zapamiętałem. Państwo też pomyślcie o nim ciepło. (marzec 2014) Z ciepłą pamięcią Jerzy Byra Na zdjęciach: 1. Aleksander Gudzowaty w swoim gabinecie (fot. dziennikpolski24.pl ) 2. Aleksander Gudzowaty ze swoim ulubionym sznaucerem Garo na schodkach piramidy. Fot. Tomasz Wierzejski & Chris Niedenthal/FOTONOVA 3. W darze dla miasta Jerozolima Aleksander Gudzowaty ofiarował monument Tolerancja, który znajduje się na wzgórzach Armon Hanatziv w Jerozolimie i ma wysokość 24 metrów. Na odsłonięciu w 2008 roku obecny był Lech Wałęsa, a kompozytor Zygmunt Krauze skomponował "Hymn tolerancji". Podobne miały stanąć w Australii i Chinach. Fot. Z archiwum autora projektu, prof. Czesława Dźwigaja dodano: 2014-03-12 11:03:19 |